Lech Poznań - Arka Gdynia 1:0 (Gytkjaer 39')
Lech: Jasmin Burić - Robert Gumny, Thomas Rogne, Nikola Vujadinović, Piotr Tomasik - Kamil Jóźwiak (90' Tymoteusz Klupś), Vernon de Marco, Maciej Gajos, Maciej Makuszewski - Darko Jevtić (72' Łukasz Trałka) - Christian Gytkjaer (78' Timur Żamaletdinow)
Arka: Pavels Steinbors - Damian Zbozień, Christian Maghoma, Adam Danch, Michael Olczyk - Marko Vejinović (83' Goran Cvijanović), Adam Deja - Luka Zarandia (76' Rafał Siemaszko), Michał Janota, Nabil Aankour (62' Maksymilian Banaszewski) - Maciej Jankowski
W związku z absencjami niektórych zawodników oraz serią kiepskich wyników, Zbigniew Smółka zmuszony był zrobić kilka roszad w składzie. Na boisko przy Bułgarskiej wybiegła przemeblowana jedenastka na czele z debiutującym Marko Vejinoviciem. Od początku spotkania, zarówno Arka, jak i Lech, starały się wybadać przeciwnika. Nieszczególnie forsowały tempo, w związku z czym pierwszy kwadrans toczył się pod dyktando Lechitów, jednak bez jakiegokolwiek zagrożenia. Arkowcy mieli problem z wydostaniem się z własnej połowy, ponieważ bardzo wysoko i agresywnie reagowali poznańscy defensorzy. Mimo sporej przewagi wizualnej gospodarzy niewiele z niej wynikało, dzięki solidnej i konsekwentnej grze w obronie żółto-niebieskich - dość powiedzieć, że podopieczni Adama Nawałki pierwszy strzał oddali dopiero po dwudziestu minutach gry. Z biegiem czasu zawodnicy Arki tworzyli sobie przewagę i raz po raz znajdowali się pod polem karnym gospodarzy, nic jednak z tego nie wynikało, ponieważ większość strzałów na bramkę Jasmina Buricia była blokowana przez obrońców. Najlepszą okazję żółto-niebiescy stworzyli sobie w 35. minucie spotkania, kiedy piłkę w polu karnym otrzymał Michał Janota. Czołowy strzelec Arkowców nie był w stanie zagrozić golkiperowi rywali, gdyż przeszkodzili mu defensorzy oraz Nabil Aankour, który wbiegł w linię strzału. Zaledwie cztery minuty później, bezrobotny do tej pory Pavels Steinbors, zmuszony był wyciągać futbolówkę z siatki. Po składnej akcji Lechitów na prawej stronie i znakomitym podaniu Roberta Gumnego, w polu karnym z piłką znalazł się Kamil Jóźwiak. Pomocnik Lecha nie dał się przepchnąć i wstrzelił futbolówkę przed bramkę. Tam czekał już Christian Gytkjaer, który mocnym strzałem pod poprzeczkę wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Arkowcy starali się stworzyć dogodną sytuację do wyrównania, ale blok defensywny Lechitów spisywał się bez zarzutów.
Podopieczni Adama Nawałki nie prezentowali się najlepiej po przerwie, co starali się wykorzystać Arkowcy. Nie dali się ponownie zepchnąć do defensywy, a byli stroną przeważającą. Bardzo aktywny w ofensywie był Luka Zarandia, jednak jego strzały nie zrobiły żadnego wrażenia na Buriciu - raz strzelił zbyt lekko i prosto w ręce Bośniaka, raz uderzył nad poprzeczką, a raz został zablokowany. Lech został zamknięty we własnym polu karnym i w 65. minucie mógł tego żałować. Z prawej strony futbolówkę zacentrował Damian Zbozień, zza pleców obrońców wyskoczył Maciej Jankowski i oddał strzał głową - jednak wprost w ręce bramkarza. Prócz kilku prób podopiecznych Zbigniewa Smółki, niewiele działo się na boisku. Gra toczyła się głównie na połowie gospodarzy, ale brakowało konkretów. Ciekawie zaczęło dziać się w końcówce spotkania, kiedy to Arkowcy wrzucili wyższy bieg i za wszelką cenę chcieli wyrównać. W 90. minucie z lewej strony piłkę w pole karne wrzucał Michał Janota, a do strzału głową doszedł Rafał Siemaszko, ale uderzył minimalnie nad poprzeczką. W doliczonym czasie gry żółto-niebiescy dośrodkowywali raz z prawej flanki, raz z lewej, ale większość z tych prób była zła i do końcowego gwizdka nie udało się zawodnikom Arki wyrównać.
Piłka nożna bywa niesprawiedliwa i dzisiaj jesteśmy tego świadkami. Lech Poznań stworzył sobie jedną sytuację, którą wykorzystał. Arkowcy starali się, naciskali, ale widoczny gołym okiem był brak napastnika z prawdziwego zdarzenia. Wydaje się jednak, że Zbigniew Smółka znalazł receptę na bramki tracone w hurtowych ilościach. Dużo spokoju wprowadził w defensywie Christian Maghoma, który bardzo dobrze współpracował z Adamem Danchem. Chociaż jak można się spodziewać, takie eksperymentalne ustawienie zobaczymy po raz kolejny przy ewentualnej absencji, któregoś zawodnika ze stałego defensywnego kwartetu. Z ciekawej strony pokazał się Marko Vejinović, który sprawiał duże problemy podopiecznym Adama Nawałki i wbrew zapowiedziom - dobrze wywiązywał się z zadań obronnych. Jednak największą bolączką jest fatalna skuteczność. Arkowcy stworzyli sobie ogromną ilość okazji, ale z 16. strzałów oddanych na bramkę Buricia, tylko pięć było celnych. Widoczny gołym okiem był też brak pomysłu na zakończenie akcji. Żółto-niebiescy wielokrotnie znajdowali się z futbolówką w polu karnym, ale aż pięć strzałów trafiło w obrońców. Mimo kolejnej przegranej widać światełko w tunelu, bardzo długim tunelu, ale do rozegrania zostało jeszcze 13. spotkań i po dzisiejszym spotkaniu możemy być dobrej myśli. Arcyważne spotkanie przed nami, do Gdyni przyjedzie Legia Warszawa, którą najzwyczajniej w świecie trzeba pokonać - wszyscy na mecz!